W niedzielę ponownie na skoczni królował wiatr. Polacy jednak skakali bardzo słabo. Najlepszy z Polaków, Dawid Kubacki, zajął dopiero 15 miejsce.
Za niespełna tydzień startuje Olimpiada, a forma naszych skoczków pozostawia wiele do życzenia. Powiedzieć, że źle było w Willingen to jak nie powiedzieć nic.
W niedzielę, w pierwszej serii, jury urządziło sobie drugą odsłonę kabaretu ze skokami narciarskimi i to tuż przed najważniejszą imprezą czterolecia. Warunki na skoczni niewiele różniły się od tego, co działo się dzień wcześniej. Znów było loteryjnie. Momentami wiało potężnie pod narty, do tego dochodziły boczne podmuchy, które mocno utrudniały zadanie skoczkom.
Do tego doszło kontrowersyjne zarządzanie belkami startowymi. Nie po raz pierwszy w tym sezonie jury panicznie reagowało na skoki powyżej 140. metra i od razu obniżało belkę startową. W ogóle nie brano pod uwagę tego, że gdy tylko wiatr pod narty zelżał, to z każdym obniżeniem belki startowej szanse skoczków na daleki skok malały niemal do zera.
Stefan Hula upadł przy lądowaniu, a Piotr Żyła i Kamil Stoch nie poradzili sobie z niesprzyjającymi warunkami. Przełamał się za to Dawid Kubacki, który po pierwszej serii plasował się na 10. pozycji. Niestety w drugiej próbie i jemu zabrakło szczęścia.
W zawodach triumfował Norweg Marius Lindvik, który w finale zaatakował z 6. miejsca. Świetny lot na 144,5 metra zapewnił mu jednak drugi w tym sezonie triumf. Prowadzenia z półmetka, po świetnym skoku na 148. metr, nie utrzymał Cene Prevc. W finale młody Słoweniec uzyskał 133,5 metra i zakończył zawody na 3. pozycji. Drugi był lider Pucharu Świata Niemiec Karl Geiger.
Niedzielny konkurs był próbą generalną dla skoczków przed igrzyskami olimpijskimi. W poniedziałek zawodnicy i trenerzy lecą do Chin. Pierwszy konkurs o medale zaplanowano na niedzielę 6 lutego na skoczni normalnej. Początek o 12:00 czasu polskiego.